Blair
Byłam
jeszcze na granicy snu i jawy, kiedy tępy ból zaczął promieniować
mi w skroniach, jakby ktoś próbował wydrapać mi mózg łyżką.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu,
potrzebowałam jednak chwili, by moje oczy przyzwyczaiły się do
mroku.
Leżałam
w obcym łóżku, w obcym pokoju, ale byłam zbyt otępiała, aby
przejąć się tym, czy choćby osobą, śpiącą na krześle obok
mnie, której pogrążona w ciemności sylwetka wydawała mi się
znajoma. Nie zdołałam jednak przywrócić w pamięci jej imienia,
bo opadłam z powrotem na plecy i ponowni zasnęłam, zapominając na
moment o bólu.
Gdy
ponownie się obudziłam, był już ranek, a promienie słoneczne
przedostawały się spomiędzy na wpół opuszczonych rolet i
drażniły moje oczy, domagające się mroku. Osoba, którą
widziałam w nocy, już nie siedziała na krześle, a jej wspomnienie
było tak niewyraźne i zamglone, że w końcu uznałam, że było to
tylko marne przewidzenie, wytworzone przez otępiały przez alkohol
mózg.
Rozejrzałam
się dookoła, rozpoznając charakterystyczny wystrój sali. Znałam
go, ale bardziej z filmów, niż z własnych doświadczeń: wyblakłe
ściany, niegdyś pomalowane na błękity kolor, pożółkłe zasłony
w oknach, umywalka pełna zacieków w rogu, a w samym centrum pokoju
- niewygodne łóżko. Zemdliło mnie na myśl, jak wiele osób
grzało na nim swoje tyłki.
Poczułam
przypływ wściekłości, bo przecież nie po to mój ojciec sra
pieniędzmi, żebym miała spędzać noce w brudnych, publicznych
szpitalach!
Jednak
w tej samej chwili silny ból rozprzestrzenił się wzdłuż
kręgosłupa, docierając do każdego krańca mojego ciała, a ja
zrozumiałam, że przyszło mi płacić za nocną dobrą zabawę. Nie
wiedziałam tylko, co działo się z Mike'em i telefon do niego był
pierwszą rzeczą na liście "do zrobienia po zwalczeniu kaca".
Jęknęłam
i sięgnęłam ręką po pilot, po czym wcisnęłam na nim czerwony
guzik, odpowiedni za zawołanie kogokolwiek, kto pomógłby mi pozbyć
się tego cholernego bólu, który całkowicie utrudniał mi
myślenie.
-
Tabletkę, błagam - mruknęłam, kiedy ktoś przekroczył próg
pokoju. Nie widziałam tej osoby, bo leżałam zwinięta w kłębek
plecami do drzwi z twarzą wbitą w poduszkę.
-
O, widzę, że nasze słonko się obudziło!
Kobieta
o przyjemnym głosie pokręciła przy kroplówce i zmusiła mnie, bym
usiadła, dzięki czemu mogłaby zmierzyć mi ciśnienie i pobrać
krew. Nawet się nie skrzywiłam, czując igłę, wbijającą mi się
w skórę ani widząc krew wyciekającą do probówki. Znałam bardzo
dobrze jej odcień, zapach, smak i konsystencję. Przez ten czas
zdołałam wybadać ją wszystkimi zmysłami, jakie posiadam.
-
Masz szczęście, że się tutaj znalazłaś. Jak Boga kocham, nigdy
nie widziałam dziecka z tak dużą ilością alkoholu we krwi, a
uwierz mi na słowo, pracuję tutaj długo.
-
Nie jestem dzieckiem - warknęłam. - Mam osiemnaście lat, do
cholery.
-
Dla mnie wciąż jesteś dzieckiem, tak jak i zgodnie z prawem. Nie
muszę ci chyba przypominać, że pełnoletność liczona jest od
dwudziestego pierwszego roku życia?
-
Po prostu dajcie mi coś przeciwbólowego, błagam.
-
Więcej, niż podałam ci z kroplówką dostać nie możesz, bo
wykitujesz nam tu, skarbie. Tym bardziej, że w twojej krwi zapewne
wciąż krąży alkohol, zresztą pobrałam próbkę, więc za
niedługo będzie wiadomo dokładniej. Ból głowy nie minie tak
szybko, tym bardziej, że porządnie się uderzyłaś, cud, że nie
dostałaś wstrząsu mózgu. Całe szczęście tamten chłopak był
akurat obok i ciebie tu przyniósł.
-
Jaki chłopak? - spytałam zdezorientowana. - Mówi pani o Mike'u?
-
Nie wiem, kto to Mike, złotko.
-
Uch, nieważne. Jak on wyglądał?
-
Niestety nie wiem, zaczęłam niedawno dyżur, wiem o nim jedynie od
dziewczyn, które były tutaj na nocną zmianę.
-
Dobrze, dziękuję - westchnęłam zrezygnowana.
Leki
chyba jednak zaczęły działać. Ból nie ustał, nie był jednak
tak natarczywy i ostry, dzięki czemu mogłam usłyszeć swojej
myśli.
Wczorajszy
dzień był... zły. Zły w każdym calu. Nie wiem, w którym
momencie pozwoliłam, by życie tak bardzo dało mi w dupę, chyba go
przeoczyłam.
Z
jednej strony był mój ojciec, a raczej jego brak, przynajmniej
psychiczny. Nigdy nie czułam jego wsparcia, ale przecież do złych
rzeczy da się przyzwyczaić, gdy są na porządku dziennym. Naprawdę
nie boli mnie jego brak.
Z
drugiej strony byłam ja. Moje problemy wykraczały daleko poza
problemy moich rówieśników, ale potrafiłam się dostosować. Albo
inaczej: potrafiłam wspiąć się w szkolnej hierarchii ważności,
by to do mnie się dostosowywali.
Jednak
była też trzecia strona medalu, tak ukryta, niewidoczna, jednak
wciąż istniejąca.
Justin.
Justin
"Wczorajszy
dzień był... zły. Zły w każdym calu. Nie wiem, w którym
momencie pozwoliłem, by życie tak bardzo dało mi w dupę, chyba go
przeoczyłem.
Z
jednej strony był mój ojciec, a raczej jego brak, przynajmniej
fizyczny. Stale czułem go przy sobie, jednak nie mogłem go dotknąć,
usłyszeć, przytulić. To sprawiało mi przykrość, ale przecież
do złych rzeczy da się przyzwyczaić, gdy są na porządku
dziennym. Szkoda tylko, że ja nie potrafię. Naprawdę boli mnie
jego brak.
Z
drugiej strony byłem ja. Moje problemy wykraczały daleko poza
problemy moich rówieśników, a ja nie potrafiłem się do nich
dostosować, Nie byłem także w stanie wspiąć się na tyle wysoko
w szkolnej hierarchii ważności, by to do mnie się dostosowywali.
Byłem więc smutnym odrzutkiem, odmieńcem na stypendium.
Jednak
była też trzecia strona
medalu, tak ukryta, niewidoczna, jednak wciąż istniejąca.
Blair..."
-
Justin? - zamknąłem niespokojnie zeszyt, kiedy usłyszałem wołanie
mamy. - Przyjdź proszę na chwilę do pokoju!
-
Idę - odpowiedziałem i wyszedłem z pokoju.
Siedziała
na wersalce oglądając jakąś brazylijską telenowelę. Uśmiechnęła
się do mnie ciepło i pokazała dłonią, żebym usiadł obok niej,
a sama ułożyła się tak, że siedziała teraz twarzą do mnie .
-
Jak się czujesz, synku?
-
Dobrze, mamo - odparłem normalnym, aczkolwiek obojętnym tonem. -
Miałem złą noc, ale nie jest tak źle.
-
To dobrze, ale miałam raczej na myśli, jak się czujesz po
wczorajszym dniu? Wiem, że dla ciebie to jest najtrudniejsze, jako
jedyny pamiętasz ojca i jako jedyny naprawdę odczułeś jego
stratę. Jazzy była jeszcze za mała, by to zrozumieć, Jaxona nawet
nie było na świecie.
-
Mamo, spokojnie...
-
Po prostu... Chcę, żebyśmy mieli normalne życie. Jestem
szczęśliwa z Robertem, ale najważniejsze dla mnie jest wasze
szczęście.
-
Jeżeli ty jesteś szczęśliwa, to i ja jestem, mamo.
-
Dziękuję.
***
-
Dobranoc - szepnąłem, wyglądając zza drzwi na skrywające się w
półmroku cienie.
Maleńka
lampka nocna, włożona do kontaktu dawała odrobinę światła,
ukazując moim oczom dobrze znane kontury.
Wszedłem
do środka i przymknąłem drzwi, podchodząc bliżej. W dwóch
niewielkich łóżkach, ustawionych naprzeciw siebie leżało moje
rodzeństwo, a na krześle pomiędzy nimi siedziała mama. Była
odwrócona plecami do mnie i wzdrygnęła się gdy obiema dłońmi
otuliłem jej ramiona. Na kolanach trzymała książkę, z której
czytała dzieciom bajkę, tę samą, która czytała niegdyś mi.
Ucałowałem
czółka Jazmyn i Jaxona, a następnie policzek mamy, po czym drugi
raz szepcząc "dobranoc" wyszedłem z pokoju.
Otworzyłem
drzwi naprzeciwko i znalazłem się w miejscu, w którym w końcu
mogłem odetchnąć, nie chowając się za maską szczęśliwego
chłopaka. W swoim pokoju.
Nie
wiem, dlaczego spędziłem resztę nocy przy jej boku. Wiedziałem
przecież, że była pod dobrą opieką, bezpieczna, jednak coś nie
pozwalało mi jej zostawić. Kiedy zobaczyłem Blair tam na ulicy nie
byłem nawet zaskoczony. To tak, jakby to musiała być ona, a ja
musiałem być tym, który weźmie ją na ręce i zaniesie, niczym
pan młody wybrankę swojego serca, prosto do najbliższego szpitala.
Była
taka bezbronna wtedy, że moje serce zmiękło na moment, chociaż
wolałem pozostawić je twardym jak skałą wobec niej. To było
jednak niemożliwe, Ja po prostu nie posiadałem czegoś takiego, jak
silna wola i gdy już coś poczułem, nie potrafiłem się temu
oprzeć.
Z
tą myślą zasnąłem, zaplątany w chłodną pościel, która po
chwili ociepliła się pod wpływem mojego ciała, które z każdą
sekundą stawało się coraz to gorętsze od snów, jakie zalewały
mój nieprzytomny umysł. I tak ja na jawie, myślom mogłem
powiedzieć "nie", sprowadzając je na odpowiednie tory,
tak teraz nie miałem na nie najmniejszego wpływu, musiałem się im
poddać.
Swoją
drogą byłą to nawet miła odmiana. W końcu nie płakałem, myśląc
o niej jak o potworze, który niszczy mnie i moje życie i przywołuje
bolesne wspomnienia, ale jak o normalnej dziewczynie, która została
zepchnięta na drogę nienawiści. To jednak przykre, że
wystarczyło raz zobaczyć ją bezbronną, mieć nad nią kontrolę i
czuć, że to ode mnie w końcu zależy jej los, bym wbrew sobie
zmienił o niej zdanie.
Rano
wyszykowałem się jak zawsze i wyszedłem z domu, żegnając się z
mamą, która przygotowywała Jaxona i Jazmyn do wyjścia. Szedłem
ulicą, jakby nigdy nic i wszystko było bez zmian, dopóki nie
dotarłem do szkoły.
Stała
tam, obok wejścia, opierając się o murek. Rozmawiała z
przyjaciółmi, ale gdy mnie ujrzała, odłączyła się od rozmowy i
posłała mi tajemniczy uśmiech. Nadmiar śliny zgromadził mi się
w ustach, kiedy zbliżałem się do brunetki i miałem trudność z
jej przełknięciem. Czas nagle przyspieszył, choć tak bardzo
pragnąłem, by mijał jak najwolniej. Dziewczyna zatrzymała się
przede mną tak, że chociaż chciałem ja minąć, nie mogłem.
Znowu zacząłem się bać. Znowu nie widziałem w niej nic, co
przywołałoby na myśl anioła, tak jak wtedy, na ulicy. Spojrzałem
na nią w dół z niepewnym wzrokiem.
Nie
należałem do osób przesadnie wysokich, ale Blair była
wystarczająco niska, bym przewyższał ją niemal o głowę.
Patrzyła
mi się w oczy tak przeszywającym wzrokiem, że miałem wrażenie,
jakby w ułamku sekundy poznała moje najskrytsze tajemnice i
marzenia, wszystkie moje myśli, obawy, smutki. Stałem się dla niej
otwarty jak książka. Jej spojrzenie emanowało nieznaną mi dotąd
energią, która sprawiała, że również nie mogłem oderwać
wzroku od jej mieniących się kolorami jesiennych liści oczu.
Nagle
jej oczy na moment oderwały się od moich, zawieszając spojrzenie
gdzieś niżej. Zorientowałem się, na co patrzyła, dopóki sam nie
spojrzałem na jej, rozchylone jak moje, wargi. Jeszcze raz nasze
oczy skierowały się za siebie, po czym zniknęły za kurtyną rzęs,
kiedy Bair zbliżyła swoje usta do moich, a ja nie odsunąłem się.
Wręcz przeciwnie. Zmniejszyłem odległość między nimi i w tym
samym momencie złączyliśmy je, zatracając się w pocałunku.
Powtarzałem jej ruchy, nie będąc zbyt pewnym, co robię. Nie byłem
znawcą w tych sprawach, a jednak po sposobie, w jakim jej ręka
gładziła mój kark i szarpała za rosnące na nim włoski,
poznałem, że podobało jej się to, co robiliśmy. Mi też się
podobało. Z każdą sekundą pogłębialiśmy pocałunek, ucząc się
siebie nawzajem. Niesamowite uczucie poznawać kogoś tak bardzo, tak
głęboko...
-
Justin... - usłyszałem jej głos, dlatego mruknąłem w jej usta,
wpijając się w nie jeszcze bardziej. - Justin.
Nie
łączyłem faktów. Byłem jak w totalnej hipnozie, zaczarowany jej
pocałunkami, dotykiem i czymś, czego nie potrafiłem jeszcze
określić.
-
Justin, bo spóźnisz się do szkoły - powiedziała, nadal mnie
całując.
Przez
moment przeleciało mi przez myśl, w jaki sposób potrafiła mówić
tak wyraźnie, nadal mnie całując, ale nie przejąłem się tym.
Pomyślałem, że ma wprawę, co było jednak kompletną głupotą.
W
końcu oderwałem się od niej i przyłożyłem usta do jej ucho,
muskając je swoimi wargami. Nie wiem, skąd zebrało się we mnie
tyle odwagi, pewności siebie i doświadczenia. Doskonale wiedziałem
co i jak robić, by sprawić jej przyjemność.
-
Kto teraz przejmuje się szkołą - wyszeptałem, wypuszczając
powietrze prosto do jej ucha i poczułem jej drżący oddech na
policzku.
-
Justin - powtarzała tylko. - Justin, synku - dodała, a jej głos
nie brzmiał tak jak powinien. To nie był jej głos. Odsunąłem się
od niej i złapałem ją za ramiona, prostując ręce w łokciach.
Patrzyła na mnie, oburzona i zdezorientowana, a w jej niebieskich
oczach mieniły się skrajne uczucia, które nie świadczyły niczego
dobrego. Niebieskie. - Justin, co ty sobie wyobrażasz?!
-
Mamo - wyszeptałem przerażony. Poczułem, jak robi mi się słabo,
świat zaczął wirować, a ja opadłem na kolana, wstydząc się i
bojąc spojrzeć w górę, na tłum gapiów, których śmiech
przeszywał mnie na wskroś. Moje ciało zaczęło się trząść
spazmatycznie, jakby ktoś szarpał nim, by zwrócić na siebie moją
uwagę. Poskutkowało.
Z
gwałtownym wdechem otworzyłem oczy i znalazłem się w zupełnie
innym świecie. Prawdziwym świecie. Zobaczyłem mamę, pochylającą
się nade mną ze zdenerwowanym, ale i zaniepokojonym wyrazem twarzy,
a w jej oczach mieniło się zażenowanie, które usilnie próbowała
ukryć.
-
Justin - zaczęła, a jej głos wydawał się taki głośny z rana,
jakby krzyczała wprost do mojego ucha, chociaż mówiła cicho i
zwiększyła dystans między nami, prostując się i patrząc na mnie
z góry. - Zaspałeś! Pierwszy raz widzę, byś spał tak długo.
Zawsze wstajesz jeszcze przed budzikiem, a dzisiaj alarm dzwonił i
dzwonił bez ustanku! Wstawaj prędko, bo spóźnisz się do szkoły.
I
wyszła.
Wpatrywałem
się tępo w drzwi, które zamknęły się za nią. Poczułem, jak
moje policzki oblewa gorąco i byłem pewien, że zabarwiły się na
intensywny odcień czerwieni, tak samo jak mój kark i uszy. Ten
sen...
Czułem
ogromny wstyd za myśli, które włożyły do mojej głowy takie
obrazy. Będę się smażył w piekle - pomyślałem, po czym
zaśmiałem się cicho. Uśmiech jednak ustąpił miejsca
zażenowaniu, kiedy spojrzałem na leżącą na mnie kołdrę.
Jęknąłem przeciągle, zastanawiając się, jak wiele zdołała
zauważyć mama.
-
Serio? - mruknąłem, patrząc na wybrzuszenie w miejscu, w którym
wolałbym, by go nie było. - Myślałem, że mamy to już za sobą...
Wstałem
i poskakałem trochę w miejscu, odczekując chwilę z nadzieją, że
moje nastoletnie ciało się odrobinę uspokoi. Wyjąłem ubrania z
szafy i nie zauważając zmiany, jakiej oczekiwałem, chwyciłem je
tak, by zakrywały wciąż widoczne wybrzuszenie w moich spodniach.
Przemknąłem się do łazienki, unikając zniecierpliwionego
spojrzenia mamy, które rzucała mi z kuchni i zamknąłem się za
drzwiami, wzdychając ciężko.
Rozpocząłem
swoją poranną toaletę od przemycia twarzy chłodną, orzeźwiającą
wodą, a następnie nałożyłem na szczoteczkę odrobinę pasty i
umyłem zęby. Nie miałem czasu na wzięcie prysznica, dlatego
dziękowałem sobie w duszy, że umyłem się wieczorem. Nie marnując
czasu ubrałem się i wyszedłem z łazienki. Mama siedziała przy
stole, popijając kawę i czytała gazetę, podczas gdy moje
rodzeństwo kończyło już swoje śniadanie.
Wziąłem
tosta do ręki i ugryzłem, rozkoszując się jego smakiem. Wciąż
nie wiem, co jest sekretem kuchni mojej mamy, że ze zwykłego
posiłku może stworzyć coś tak przyjemnie drażniącego moje kubki
smakowe. Uwielbiałem to.
Chwyciłem
drugiego tosta w dłoń i pożegnałem się z mamą całusem w
policzek i ruszyłem do wyjścia, zabierając po drodze plecak.
-
Ubierz kurtkę, Justin! - zawołała z kuchni. - Jest zimno na
dworze.
Zrobiłem
jak kazała i wyszedłem z domu.
Nagle
przypomniał mi się mój sen z najdrobniejszymi szczegółami.
Prychnąłem pod nosem na własną naiwność. Omamiła mnie. Popadam
ze skrajności w skrajność, w jednej chwili jej nienawidzę, w
drugiej się nad nią lituję i widzę w niej dobro, żeby potem
znowu chcieć wrzucić ją na pożarcie psom.
I
chociaż wiedziałem, że sytuacja ze snu nigdy nie będzie miała
miejsca z dwóch jasnych powodów (pierwszy to ja, drugi to ona),
czułem, że wydarzy się coś, czego nie zapomnę do końca swojego
życia. Czy się bałem? Tak. Czy chciałem zawrócić? Zdecydowanie
nie.
Ostatnia
noc była nocą odkupienia. Myślę, że naprawdę zdołałem odkupić
swoje życie i zacząć od nowa.
~*~
Przepraszam. x
Ej myślałam, że zrobi sobie dobrze w tej łazience :')
OdpowiedzUsuńAle w ogóle to się cholernie cieszę, że znów tu jesteś, bo brakowało mi tej parszywej suki Balir. Ale może teraz Justin ją uwiedzie, rozkocha w sobie a potem rozmarze na chodniku jak psią kupę spod podeszwy. Bo ona też musi trochę pocierpieć. Wiem że cierpi, ale pocierpieć tak, by coś do niej dotarło. Na razie to kiepsko wygląda. A przez ten pocałunek we śnie naprawdę myślałam, że się całują i że zaraz Blair wywinie coś,rzez co Justin będzie cholernie cierpiał :( Weny młoda (choć i tak stara), czekam na następny, a moja babcia nie zna Twojej i moje życie legło w gruzach, bye
third-time-lucky-jbff.blogspot.com
priest-jbff.blogspot.com
Ciesze się, że wróciłaś <3
UsuńWiesz co? Myślałam, że Justin sobie zwali w tej łazience, czy coś w tym stylu :'))
Co do Blair.. Trochę mi jej szkoda, ale pewnie w następnym rozdziale wydarzy się coś, przez co ją znienawidzę :'))
Życzę weny i do następnego x
Let-is-make-every-second-worth-it-jb.blogspot.com
Omg, sorka, że w odpowiedzi
Usuńczytam czytam i nagle nie ma :( no nic swietny !! tez myślałam ze w tej łazience cos bedize a tu nic xd
OdpowiedzUsuńWitaj !
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do LBA. Więcej informacji dotyczących nominacji znajdziesz na moim blogu: http://zaklad-lukehemmings-fanfiction.blogspot.com W ZAKŁADCE Liebster Blog Award.
PS: ROZDZIAŁ JEST GENIALNY !!!! CHCĘ WIĘCEJ !! JESTEM FANKĄ TEGO BLOGA <3
*z góry przepraszam z spam*
OdpowiedzUsuńZapraszam na moje ff o Justinie 🙈
Last-time-is-never-found-jbff.blogspot.com
-Um, co Wy na to, żeby zrobić kilka zdjęć bez biustonosza? - podrapał się po karku.
-Nie. - powiedział Justin.
-Justin... - upomniałam go. - Jeśli myślisz, że to się sprzeda, to okej. - wzruszyłam ramionami.
-Myślę, że to może być dobry pomysł. - powiedział mój manager.
-Miała być sesja bielizny. - warknął Justin. - Nie, ja się nie zgadzam.
-Nie obchodzi nas twoje zdanie. - syknął Scoot.
-Może powinno. - podszedł bliżej niego.
-Justin, spokojnie..
-Nie. Ona nie będzie pozować naga. - krzyknął.
Oh Jezu...
Zaczyna się.
-Wyjdź. - włączył się fotograf.
-Nie, bez niej nie idę.
-Wynoś się stąd, bo wezwę ochronę...
-Justin, do cholery daj spokój. Nie przeszkadza mi to. - podeszłam bliżej nich.
-Okej.. Więc życzę Wam miłej zabawy. - warknął.
Skierował się w stronę drzwi i wyszedł, trzaskając nimi.
Westchnęłam i potarłam skronie.
-Wracamy do pracy.