Blair
Muzyka
poruszała moim ciałem we własnym rytmie, odgrywając taneczny duet
z alkoholem krążącym w mi we krwi. Unosząc ręce do góry
zataczałam półokręgi biodrami biodrami i wiedziałam, jak bardzo
nakręca to tańczących obok mnie mężczyzn.
Pozwoliłam
jednemu z nich ułożyć dłonie na mojej talii i nie zareagowałam,
gdy zaczął sunąć nimi wzdłuż ciała, zahaczając o pasek
obcisłej, skórzanej spódnicy, której śliski materiał zakrywał
mi jedynie połowę ud, nie wliczając niewielkiego rozporka po lewej
stronie.
Nagle
zostałam gwałtownie przyciśnięta do czyjejś klatki piersiowej i
otoczona od tyłu silnymi ramionami, które znałam. Wtuliłam się w
to ciało i bardziej wczułam w muzykę. Otarłam się pupą o
umięśnione nogi i spojrzałam w dół, na jego palce zaplecione na
moim brzuchu długie, proste palce. Z delikatnym uśmiechem na ustach
zaczęłam sunąć swoim palcem wzdłuż cienkich, białych pasków
na czarnej koszuli chłopaka.
Zaśmiałam
się, gdy jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach i odwróciły
tak, że stanęłam z nim twarzą w twarz. Przesunęłam opuszkami
palców po niewielkim zaroście Mike'a.
Owinęłam
ramiona wokół jego szyi, gdy zbliżył twarz do mojego ucha, by
złożyć na nim niewinny pocałunek.
-
A więc - wymruczał na tyle głośno, by słowa przebiły się przez
dźwięki muzyki, bębniące w moich bębenkach. - Powiesz mi już,
co zestresowało cię tak bardzo, że mnie tu zabrałaś?
Westchnęłam
ciężko i chwyciłam przyjaciela mocno za dłoń, ciągnąc go do
damskiej toalety, gdzie przywarłam do niego ciałem pozwalając jego
ustom czule musnąć moje. Ułożyłam dłonie na jego ramionach i
wbiłam palce w materiał koszuli, gdy uniósł mnie na wysokość
swoich bioder i posadził na umywalce, kontynuując niebezpieczny
pocałunek. Zatraciłam się w każdym muśnięciu składanym na
mojej szyi, w każdym dotyku jego silnych dłoni i każdym dźwięku
wychodzącym z jego ust. I kiedy już chciałam pójść o krok
dalej, on ostatni raz ucałował moje usta czule, po czym odsunął
się odrobinę, pozostawiając kontakt jedynie przez dłonie owinięte
na mojej talii i zetknięte czoła.
-
Powiesz mi? - wyszeptał, patrząc mi w oczy i sprawiając, że cała
ta atmosfera oraz wszystkie uczucia, które mną targały przed
paroma sekundami, tak po prostu wyparowały, jakby w ogóle nie miały
miejsca. - Co się stało?
Odepchnęłam
go od siebie i odeszłam na kilka kroków, przymykając oczy we
frustracji.
-
Bieber - warknęłam. - Nie zdążyłeś zauważyć, że ostatnio
wszystko, co wprawia mnie w ten stan ma związek z nim albo z moim
ojcem? Tym bardziej, że teraz wszystko, co dotyczy ojca, dotyczy
także Biebera i na odwrót. - Wyrzuciłam obie ręce w powietrze, by
jakoś zobrazować moje oburzenie.
-
Co masz na myśli?
Nie
odpowiedziałam od razu. Patrzyłam najpierw przez chwilę, jak
zmienia się wyraz jego twarzy. Kiedy zmarszczki na czole zniknęły,
a zaciśnięte usta rozluźniły się, zaczęłam mówić.
-
Ojciec znalazł sobie kogoś, twierdzi, że się zakochał. Ja, no
cóż, mam to szczerze w dupie, to i tak nie zmieni mojego zdania o
nim. Jest i zawsze będzie skurwysynem, choćby nie wiem jak bardzo
będzie temu zaprzeczał. Ale mniejsza o to. Ta kobieta nazywa się
Pattie Bieber. Coś ci to mówi?
-
Czy to...?
-
Tak. Więc skoro już wiesz, mógłbyś po prostu dać mi o tym
zapomnieć i chociaż na moment oderwać się od tej całej gównianej
otoczki mojego życia? Proszę.
-
Wiem czego ci potrzeba - mruknął i pociągnął w kierunku baru.
Po
chwili już połykaliśmy kolejne shoty ze szklanych kieliszków, nie
zważając na nic, poza dźwiękami muzyki, uderzającymi w nasze
bębenki, a każdy następny łyk oddalał nas coraz bardziej od
świadomości. Czy to było to, co mogło oderwać mnie od prawdy, od
mojego życia? Czy tylko to było w stanie wyrwać mnie ze
świadomości, pozwolić zatracić się w ułudzie?
Justin
"Czyż
nie do bojowania podobny byt człowieka?
Czy
nie pędzi on dni jak najemnik?
Jak
niewolnik, co wzdycha do cienia,
jak
robotnik, co czeka zapłaty.
Zyskałem
miesiące męczarni,
przeznaczono
mi noce udręki.
Położę
się, mówiąc do siebie:
Kiedyż
zaświta i wstanę?
Lecz
noc wiecznością się staje
i
boleść mną targa do zmroku.
[...]
Wspomnij,
że dni me jak powiew.
Ponownie
oko me szczęścia nie zazna.
[...]
Ja
ust ujarzmić nie mogę,
mówić
chcę w utrapieniu,
narzekać
w boleści mej duszy.
[...]
Myślałem:
Wypocznę na łóżku,
posłanie
to trosk mych powiernik.
Lecz
Ty mnie snami przestraszasz,
przerażasz
mnie widziadłami.
[...]
Zginę.
Nie będę żył wiecznie.
Zostaw
mnie - dni me jak tchnienie.
A
kim jest człowiek, abyś go cenił
i
zwracał ku niemu swe serce?
Czemu
go badać co ranka?
Na
co doświadczać co chwilę?
Czy
wzrok swój kiedyś odwrócisz?
Pozwól
mi choćby ślinę przełknąć.
Zgrzeszyłem.
Cóż mogłem Ci zrobić?
[...]
Wkrótce
położę się w ziemi,
nie
będzie mnie, choćbyś mnie szukał."
Przełknąłem
ślinę trochę zbyt głośno, słysząc w głowie szum ostatnich
przeczytanych przeze mnie słów. One wszystkie były tak bliskie
memu sercu, że nieświadomie zapłakałem cicho, nie chcąc obudzić
nikogo.
Żal
i gorycz zalewały mnie od środka i choć wiedziałem, że nie mogę
tak się nad sobą rozczulać, nie potrafiłem inaczej.
Blair
miała rację. Chociaż powiedziała to w możliwie najpodlejszy
sposób, musiałem jej przyznać rację. Użalałem się nad sobą,
nie umiałem stawić czoła problemom każdego dnia. Nie miałem
wzorca siły i męskości, który naprowadziłby mnie na właściwą
drogę. Zagubiłem się.
I
zatraciłem się w poczuciu zgubienia na tak długo, że po drodze
zagubiłem nawet siebie.
Była
sobota, czwarta nad ranem, a ja płakałem nad swoją utraconą dumą,
nad swoją słabością, nad tym, jak wiele rzeczy na tym świecie
mnie zraniło i jaką słabą osobę ze mnie uczyniło. Schrzaniłem
swoje życie. Straciłem już rachubę, jak wiele szans już
spieprzyłem, ale nadszedł moment, by powiedzieć stop.
Nadszedł
moment, by iść naprzód.
I
to właśnie zrobiłem.
Zamknąłem
za sobą drzwi, nie oglądając się za siebie, zbiegłem po
drewnianych schodkach i zaciągnąłem się mroźnym, jesiennym
powietrzem. Narzuciłem kaptur na głowę i schowałem dłonie w
kieszeniach bluzy. Nie przejmowałem się, gdzie zaprowadzą mnie
nogi. Dzisiejsza noc była nocą odkupienia.
Szedłem
przed siebie ulicą, przeżywając każdy swój pojedynczy oddech,
każdą złą myśl i każdą łzę, którą wylałem nad swoim
losem. Czy to było tego warte. Potrzebowałem papierosa, szklanki
złocistej whiskey i złamanego człowieka, który jak ja, będzie
wytapiał smutki w zwierzeniach obcej osobie.
Pierwszy
raz w życiu doświadczałem tych doznań. To było silniejsze niż
potrzeba, jakby instynkt nakazywał mi iść tam, pchnąć ciężkie
drzwi taniego baru na jednej z tych nędznych ulic, na których się
wychowywałem i upić się do nieprzytomności z cichą nadzieją, że
nie otworzę ponownie oczu. Iść do baru, w którym ojciec przebywał
wraz ze swoją ekipą. Baru, pod którym od jednego spojrzenia
rozpoczął się niezwykły romans, pełen miłości, namiętności,
a także bólu i cierpienia, romans, który dane było mi poznać
jedynie w rozmarzonych opowieściach mojej matki.
Usiadłem
przy młodym mężczyźnie, opartym bezładnie policzkiem na prawej
dłoni. Lewą ręką obracał szklanką wokół dna i wpatrywał się
w pływające w środku resztki trunku, jakby w nich miał znaleźć
odpowiedzi na dręczące go pytania.
Usiadłem
i siedziałem, patrząc się w swoje splecione na ladzie dłonie.
Przyszedłem tu chyba tylko patrzeć, jak ludzie piją, patrzeć, jak
radzą sobie z problemami. Przyszedłem, sam nie wiem po co, skoro
jedyne, co mogłem robić w barze, to myśleć o tym, że nie stać
mnie nawet na jedną, lichą kolejkę lewego bimbru spod lady. Cóż,
życie to gówno.
-
Nie nasyci się oko patrzeniem, nie napełni się ucho słuchaniem.
Ale cóż mogę więcej niż patrzeć i słuchać, jak tylko to mi
pozostało? - wymruczał niezrozumiale swoje pijackie wyznania obcy
mężczyzna. Miał jasne, zmęczone oczy, czarna grzywka opadała mu
na czoło, a kilkudniowy zarost pokrywał część policzków i
brodę. - Taka piękna, dziewicza, ciepła. Boże, wpadłem po uszy
doświadczając jej dobroci i niewinności.
-
Dziewczyna? - spytałem. Pytanie retoryczne.
-
Zabawna historia, że im głębiej w to brnąłem, tym stawała się
bardziej niewinna, a gdy w końcu ugrzązłem w tym bagnie na dobre,
ta pokazała swoje prawdziwe oblicze. Nigdy nie wierz kobiecie,
stary. Nie wierz kobiecie, którą widzisz przed sobą, bo to cię
zgubi. One zawsze grają. A co jest twoim problemem, przyjacielu?
-
Zabawna historia to, że też jestem tu przez kobietę. W zasadzie
przez dwie. Jedna, która sprowadziła mnie na świat, druga, która
sprowadziła mnie na dno.
-
Słabo - podsumował. - Chcesz opowiedzieć mi o tym przy szklance...
lub dwóch? Zresztą, kto by się dzisiaj przejmował matematyką?
Barman! - kiwnął palcem na młodego mężczyznę w koszuli,
stojącego za ladą. - Dwa razy to samo poproszę.
-
Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, nie wziąłem ze sobą portfela -
mruknąłem, ale po chwili wzruszyłem ramionami. - Chociaż, nawet
gdybym go wziął, nie miałbym z czego zapłacić.
-
Spoko stary, jak mam tego do porzygu. A wszystko byłem skłonny
oddać dla tej dziwki. A najzabawniejszy jest fakt, jak bardzo to
boli. Jakby ktoś rozpruwał ci serce od wewnątrz. I brzuch. I całe
ciało kawałek po kawałku. Znasz to uczucie?
-
Ja nie kocham. Nie wiem nawet, czy potrafię. Widzisz, przez całe
swoje życie byłem uczony miłości. Moja mama ma jej w sobie tak
wiele, że czasem czuje się nią przytłoczony, skrępowany, bo,
cholera, doświadczyłem w życiu tak wiele przeciwieństw tej całej
miłości, dobra czy innego pozytywnego gówna na tej planecie, że
po prostu już nie potrafię tego odwzajemnić. Wiesz, jakie to
chujowe uczucie, wymuszać uśmiech nawet do własnej siostry, która
patrzy ma ciebie tymi swoimi dużymi, brązowymi oczami i pyta czemu
jesteś smutny? Wiesz jak to jest, kiedy zewsząd spadają na ciebie
pociski spojrzeń, które krzyczą jedną rzecz i wbijają się w
ciebie niczym sztylety? Jesteś niczym. Niczym. Niczym. Niczym.
Jesteś kurwa niczym. NICZYM. Niczym.
Otarłem
kolejną łzę, spływającą po moim policzku. Nagle ogarnęło mnie
uczucie gorąca w całym ciele, ale nie zdejmowałem bluzy, Wlałem
łyk gorzkiego trunku do gardła, nawet się zbytnio nie krzywiąc.
Wszystko mi było obojętne.
-
Jak miałem trzynaście lat zmarł mój ojciec - wyznałem,
beznamiętnie patrząc brunetowi w oczy. - Chociaż zmarł, to trochę
za delikatnie powiedziane. On... rzucił się pod pociąg, kiedy ten
jeden raz poszedłem za nim, gdy jak co dzień wyszedł z domu do
swoich kumpli. Poszedł na dworzec, a ja poszedłem za nim, bo nie
słyszał, jak go wołałem. Chciałem mu pokazać rysunek, który
zrobiłem dla niego w dniu jego urodzin z dwuletnią siostrą. Byłem
taki podekscytowany, taki... szczęśliwy i nagle - urwałem,
słysząc, jak załamuje mi się głos. - N-nadjeżdżał pociąg.
Nie zatrzymywał się na tej stacji. Było pusto. Nie było nikogo
oprócz nas. Myślałem, że zatrzyma się i usiądzie na ławce, ale
on nie zrobił tego. Poszedł dalej... szedł- szedł prosto i...
Zawołałem go, ale było już za późno. W ostatniej chwili mnie
zauważył, a potem już go nie było. Zniknął pod szynami, a ja
stałem tam z powiewającym na wietrze rysunkiem wystawionym w jego
stronę. Pociąg przejechał, a ja zostałem przyciągnięty do
czyjegoś ciała. Jakaś ręka zakryła mi oczy w momencie, w którym
chciałem spojrzeć na... na niego. To była mama. Płakała,
trzymając się za brzuch, tego dnia szła za nami, za tatą, żeby
powiedzieć mu, że jest w ciąży. Jaxon nie miał nawet szansy, by
usłyszeć jego głos. To wszystko prześladuje mnie już przez pięć
lat. Każdego dnia przeżywam ten dzień od nowa, każdą sekundę,
każdą łzę czuję tak samo bardzo. To boli, wiesz? To boli jak
cholera i jeśli myślisz, że skoro tu jestem, to dobrze sobie z tym
radzę, to jesteś w błędzie, bo w każdej sekundzie mojego
pieprzonego życia czuję, jakbym stał na krawędzi i w tej każdej
sekundzie mam ochotę zrobić krok naprzód i jedyne, co jak dotąd
mnie powstrzymywało, to zranienie mamy, bo kurwa ostatnią rzeczą,
jaką chcę zrobić, to tak bardzo ją skrzywdzić. A teraz jeszcze
zakochała się w człowieku, który stworzył kolejne źródło
mojego cierpienia.
-
Kobieta? - spytał tylko z nieobecny wzrokiem. Półuśmieszek
migotał na jego ustach i sprawił, że również się uśmiechnąłem.
-
Z twarzy anioł... - mruknąłem. Była piękna. Ale jakie miało to
znaczenie, kiedy na każdym kroku raniła?
-
... lecz wewnątrz...?
-
Lecz wewnątrz siedlisko najgorszej szarańczy - dokończyłem. - Ona
mnie prześladuje. Jej twarz, jej oczy patrzące z taką odrazą,
wpatrzone w moje, jakbym był pieprzonym wybrykiem natury bez prawa
istnienia.
-
Powiedz to - wyszeptał.
-
Co? - spytałem zdezorientowany, ale po chwili już wiedziałem. -
Nie. Nie powiem tego. Nienawidzę jej.
-
Wystarczy, że powiesz mi jak ma na imię.
-
Nie - szepnąłem. - Nie, bo wtedy...
-
Bo wtedy będę wiedział. I nie będziesz już mógł sobie
zaprzeczać.
Milczałem.
Nie chciałem, by tak skończyła się ta noc. Miała to być noc
odkupienia, a tymczasem jest to noc słabych zwierzeń obcemu
facetowi.
-
A co z tobą i twoim cierpieniem?
-
Naprawdę chcesz słuchać mojej dennej historii o złamanym sercu po
tym gównie, które z siebie wylałeś? - uniósł brwi, po czym
parsknął szyderczo. - Pytanie retoryczne. Nie będę ci opowiadać
jak się szczeniacko zakochałem w nastolatce. Nie będę ci
opowiadać jak ważne to dla mnie było i jaką przygodę sobie z
tego zrobiła. Nie będę ci mówić, jak to boli wciąż ją kochać.
To nie jest istotne, bo ważniejsze jest to, co ty czujesz. Co
czujesz do niej.
-
Nienawidzę jej.
-
Czyżby?
Nagle
wstał, rzucił na ladę kilka banknotów i poderwał mnie z
siedzenia. Posłałem mu zdezorientowane spojrzenie, ale on
zignorował mnie i wyprowadził z baru. Szliśmy przez chwilę w
ciszy, która napawała mnie niepewnością i skrępowaniem, ale
jednocześnie sprawiała, że czułem wewnętrzny spokój i lekkość,
jakbym w końcu wyzbył się z siebie ciężaru. Wtedy się odezwał.
-
Zabrałem cię na spacer, żebyś mógł odkupić swoje życie, które
zmarnowałeś na łzy. Pozwól swojemu ojcu odejść i zaznać
spokoju.
-
Myślisz, że łatwo jest zapomnieć o tym wszystkim? Mylisz się i
jeśli sądzisz, że nie próbowałem, to również jesteś w
błędzie. - Wskazałem na niego palcem. - Każdego pieprzonego dnia
mam nadzieję, że w końcu dam radę o tym zapomnieć i każdego
dnia próbuję, ale nie potrafię. To się za mną ciągnie. To nie
jest złamane serce, nieodwzajemniona miłość. To jest kurwa obraz
samobójstwa człowieka, którego kochałem ponad wszystko.
Człowieka, który był dla mnie wzorem, autorytetem i przede
wszystkim moim ojcem. Tego nie da się tak po prostu zapomnieć.
On
tylko spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i szedł dalej. Współczucie
i coś nieodgadnionego malowało się na jego twarzy.
-
Nie masz zapominać - wyszeptał. - Nie możesz. Ale musisz pozwolić
sobie pogodzić się z tym, że jego nie ma i nigdy już nie będziesz
tym chłopcem, którym byłeś tamtego dnia. Jesteś facetem, który
przeżył w przeszłości tragedię, a teraz musi zacząć żyć na
nowo.
-
Gdyby tylko to było takie łatwe - mruknąłem patrząc przed
siebie.
Kilkanaście
metrów przed nami szli młodzi ludzie, najprawdopodobniej w moim
wieku. Równie pijani, jak mój towarzysz i ja, równie beznadziejnie
przemierzali tę beznadziejną dzielnicę w poszukiwaniu nadziei. Jak
ja kochałem ironię...
Obserwowałem
ich przez chwilę. Nie wiem, dlaczego nie potrafiłem oderwać wzroku
od tej dwójki. Patrzyłem jak dziewczyna zatacza się, a jej partner
nie pomaga jej utrzymać równowagi, pozwala jej upaść w pijackim
stylu i nie racząc jej choćby spojrzeniem, idzie dalej.
-
Młodzież - mruknąłem pod nosem, zdając sobie sprawę, że sam
należałem do tej grupy wiekowej. Niemniej jednak, ja byłem inny.
Czułem się inny, niż oni wszyscy, ale prawda była taka, że nie
znałem siebie na tyle, by stwierdzić wprost, że byłem inny.
Byłem
niedoświadczony. Mogłem opisać wszystkie rodzaje smutku, ale moja
wiedza o życiu kończy się w tym samym miejscu, w którym się
zaczęła.
Nieświadomie
zwolniłem, mijając leżącą dziewczynę i spojrzałem w dół, a
gdy moje serce zabiło mocniej w rozpoznaniu, całkowicie się
zatrzymałem. Mój towarzysz nawet nie spostrzegł, że nie szedłem
już przy jego boku, dopiero po chwili ocknął się z zamyślenia,
odwrócił i również spojrzał na dziewczynę. Ciekawość
namalowała się na jego twarzy, kiedy wrócił spojrzeniem do mnie.
Wyraźnie słyszałem te nieme pytania które mi w ten sposób
zadawał.
-
Pytałeś mnie co jest moim problemem...
~*~*~*~
Prawie dwa miesiące....
Przez tyle czasu nie było rozdziału.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
To fanfiction jest dla mnie najważniejsze, ale... no właśnie ale.
Całkowicie straciłam chęci, wenę i czas. Przestałam czytać, przestałam pisać, przestałam o tym myśleć i zapomniałam. Jest mi z tym źle, więc przepraszam wszystkich, którzy czekali. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy :(
Widzę to dalej tak:
OdpowiedzUsuń1) Justin wyciąga scyzoryk i tnie na twarzy Blair napis "pierdol się suko"
Albo
2) Bierze ją do domu i gwałci
Albo
3) zakopuje żywcem gdzieś w parku
Albo
4) Najpierw tnie, potem gwałci i na koniec zakopuje
Albo w ostateczności
5) Bierze do domu, oddaje swoje łóżko i opiekuje się nią do rana
Każda opcja jest dramatyczna, czekam na rozwój wydarzeń *.*
priest-jbff.blogspot.com
Omgg rozdział pełen emocji!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do nn! <3
w sumie to ja będąc Justin'em pierdnęłabym Blair na morde:)
OdpowiedzUsuń50 yr old Graphic Designer Luce McCrisken, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Truman Show, The" and amateur radio. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a Ferrari 250 GT LWB California Spider. przejdz do tej strony internetowej
OdpowiedzUsuń