czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 10. His blood on my hands.

Blair stała na dworcu. Była ogarnięta paniką i odrobinę zdezorientowana, jakby na moment odłączyła się od swojej świadomości, a teraz ponownie do niej powróciła. Spojrzała na swoje dłonie, próbując przypomnieć sobie, jak się tutaj znalazła i momentalnie się przeraziła. Całe poplamione były czerwoną cieczą i wyglądały, jakby właśnie zamoczyła je w puszce farby. Niestety nie była to farba. Jej wzrok opadł w dół, na postać leżącą u jej stóp. Miała zamknięte oczy i taki spokojny wyraz twarzy, a czoła nie pokrywała ani jedna zmarszczka. Wiedziała, że na co dzień przecina je kilka zmartwionych kresek, a teraz, gdy nie było ani jednej, poczuła dziwne uczucie gdzieś w środku i dotarło do niej, że był to niepokój. Dokładnie przeskanowała twarz chłopaka i przesunęła wzrok dalej, na jego ciało, a jej serce stanęło. 
Z głębokiej rany na brzuchu nieustannie płynęła krew i wydawało się, że wylały się jej już hektolitry, a kałuża okrążająca ciało coraz bardziej się powiększała. W oczy rzucił jej się nóż, leżący zaraz obok bezwładnej dłoni.
Blair upadła na kolana i obiema dłońmi usiłowała zatamować krwawienie. Bezskutecznie. 
Usłyszała cichy pomruk i z przejęciem spojrzała na nieznacznie rozwarte usta chłopaka, a następnie spotkała spojrzenie pary głębokich, brązowych oczu. Justin.
- Morderca - wyszło z jego ust wraz z ostatnim tchnieniem.
Blair zapłakała cicho i dotarło do niej, że zabiła szatyna. Nie chciała go zabijać. Nie chciała być przyczyną. Chciała tylko zabawić się jego nieszczęściem, skrzywdzić. Ale nie daj Boże doprowadzić do grobu. 
- Nie jestem mordercą - szepnęła. 
Szumiało jej w głowie i jedyne, co potrafiła usłyszeć to powtarzające się niczym echo słowo, które słabym głosem wyszło z ust martwego już Justina. 
Morderca.
Morderca.
Morderca. 
Morderca.
Jeszcze raz spojrzała na swoje dłonie.
Mam na rękach jego krew.
Jestem mordercą.
Zabiłam go.

I nagle znalazła się w swoim domu. Siedziała skulona na kanapie, a jej usta opuszczał głośny szloch. Obok niej na oparciu przycupnęła Mary i z przejęciem wpatrywała się w nastolatkę. 
- Jestem mordercą - szepnęła przerażona. Powoli ogarniała ją panika, a głos się unosił. - To ja jestem mordercą. Zabiłam go. Boże święty, zabiłam. - Zaczęła chodzić nerwowo po pokoju i raz po raz spoglądała na swoje dłonie. Jeszcze przed chwilą były całe poplamione krwią, gdy próbowała zatamować krwawienie z rany Justina. Teraz natomiast były czyste i pachnące, jak by dopiero co umyła je i wtarła w ich skórę zapachowy balsam. To był tylko zły sen, a mimo wszystko nadal ogarniał ją niepokój. 
Spojrzała na telefon. Była sobota, godzina piętnasta. 
Uderzyły w nią wspomnienia sprzed kilku dni.
Morderca.
To on jest mordercą, nie ja - przebiegło jej przez myśl, nadal jednak była niespokojna. 
Morderca. 
- Matko boska, o czym ty do mnie mówisz dziecko? - Mary próbowała jakoś zrozumieć zachowanie nastolatki, ale bez skutku. 
- To... - wydała z siebie słaby głos, więc odkaszlnęła lekko. - To tylko sen. Miałam okropny koszmar i był taki realny... Nadal mam wrażenie, jakbym kogoś zabiła, chociaż nawet we śnie nie zrobiłam tego bezpośrednio. Już leżał, był prawie martwy, ja...
- Czytałam kiedyś artykuł, który mówił, że sny często odzwierciedlają to, co czujemy - odezwała się Mary. Jej głos był teraz poważny i jakby... mroczny, przez co ledwie widoczne włoski na rękach nastolatki stanęły dęba, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. - Coś, czego pragniemy, lub się boimy. Są jakby słowami naszej podświadomości, która nieustannie próbuje wysłać nam jakieś znaki. Ale są też sny, które nie wynikają z niczego. Głupie, bezsensowne czy straszne. To na pewno jeden z nich. Jesteś przecież dobrą dziewczyną, to niemożliwe, byś kogoś skrzywdziła.
Blair skrzywiła się lekko na pogodny głos gosposi.
- Gdybyś tylko wiedziała... - szepnęła, kiedy miała pewność, że ta już jej nie usłyszy. 
Brunetka poczuła silną potrzebę cofnięcia czasu, słów, które wypowiedziała z tą okropną i bezpodstawną pogardą w głosie. Pobiegła na górę, do swojego pokoju i zamknęła się w łazience. Osunęła się po ścianie na ziemię, po czym wyciągnęła rękę, by z dna szuflady wyjąć małą, metalową żyletkę. 
Rozwiązała chustkę z lewego nadgarstka i bez zbędnych myśli przyłożyła do ostrze do skóry.
Jedno, płytkie cięcie. Morderca.
Drugie cięcie. Morderca. 
Trzecie cięcie. Morderca.
Czwarte. Jestem mordercą.
Piąte. Morderca.
Upuściła żyletkę, która z cichy brzdękiem odbiła się od czystych kafelek i z ciężkim oddechem przyglądała się krwi, wypływającej powoli z rany. 
Płynęła za wolno, a rany były zbyt płytkie, by tak naprawdę je poczuła, mimo to odepchnęła od siebie tę myśl jeszcze zanim do końca ją przetrawiła, jednak jej spojrzenie automatycznie spojrzało na nogę, tam, gdzie pod materiałem obcisłych dżinsów była gruba, wciąż lekko zaczerwieniona blizna. 
Nie zrobiła tego jednak. Zamiast tego podeszła do umywalki i włożyła nadgarstek pod strumień chłodnej wody, po czym zakleiła rany szerokim plastrem, który następnie owinęła bandanką. 
Jedna myśl nadal nie dawała jej spokoju.
Morderca.
Z hukiem wybiegła z łazienki i zgarniając telefon z komody, na której go wcześniej położyła, opuściła swój pokój. Zbiegła po schodach, ubrała buty i wyszła na zewnątrz, a gdy w jej jasną skórę uderzyły promienie jesiennego słońca, ruszyła pędem w znanym tylko sobie kierunku.

***
Co ja robię?! przemknęło Justinowi przez myśl, kiedy pochylał się nad rozebranym od pasa w dół mężczyzną. Miał wilgotne policzki i rozchylone usta, a patrzył się prosto na erekcję obcego mężczyzny.
I nagle uderzyło w niego to, co zamierzał zrobić i zerwał się na proste nogi, zdobywając od półnagiego faceta zdziwione, rozdrażnione, zniecierpliwione, ale co najważniejsze - głodne spojrzenie.
- Co ty robisz, dzieciaku?! 
- Spieprzaj dziadu - warknął szatyn. - Nie zrobię z siebie dziwki. Pieprz się - splunął jeszcze, po czym z trzaskiem wyszedł z łazienki i opuścił tłoczną galerię. Brzydził się tym, co miał zrobić, ale czuł się lepiej na myśl, że udało mu się zrobić to, co jako jedyne było słuszne. Zachował swoją godność i czuł się z siebie dumny. 
Teraz szedł przed siebie, prosto do miejsca, gdzie wiedział, że odczuje ulgę po tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. A właściwie, co się dzisiaj nie wydarzyło. 

Justin's POV
Nie wiedziałem, skąd we mnie te wszystkie uczucia. Ta słabość, wrażliwość, wszystko to, co sprawia, że łzy z taką lekkością i swobodą spływają po moich policzkach. Nie chciałem tego i wypierałem się na każdym kroku, ale przecież to jestem ja. To jest to, czym ja jestem i to, czy będę zawsze. Nie można wyprzeć się własnej osobowości. 
Ale mimo wszystko nie chciałem tego i nie potrafiłem tak po prostu zignorować moją wrażliwość i nauczyć się żyć z tymi wszystkimi uczuciami. 
Jednak teraz znalazłem trochę siłę i wiem, że chociaż będzie ciężko, będę miał oparcie w tym, co udało mi się zrobić. 
Źródło mojej siły znajdowało się gdzieś w głębi mnie, ale nadal miałem problem z określeniem jego lokalizacji. Dlaczego to takie trudne? Dlaczego nie mogę po prostu stanąć prosto na nogach i unieść głowę, patrząc na nich wszystkich z góry i mówiąc, żeby się pieprzyli. Zasłużyli na całe to gówno, przez jakie przeszedłem ja, ale cholera, nie chciałem tego dla nich. Nie chciałem, by ktokolwiek przechodził przez wszystko to, przez co przeszedłem ja, bo wiem bardzo dobrze, jak to łamie i przeprowadza destrukcję prosto w sercu, gdzie kumulują się te uczucia, które nie powinny w ogóle istnieć. Wiedziałem, jak źle budzić się z nadzieją na lepszy dzień, a potem spoglądać w smutne oczy matki i załamywać się ponownie, bo kurwa mać, słońce już nigdy nie będzie świeciło tak jasno, jak dotąd, a kolory przestaną wydawać się takie żywe i... kolorowe. I czerń przykryje wszystko, bo właśnie ten kolor, który noszą ludzie po czyjejś śmierci, odzwierciedla to, co dzieje się w sercach najbliższych. 
Żałoba to gówno. To ten rodzaj tęsknoty, która nigdy nie zostanie zaspokojona, bo nie da się wskrzesić martwego. I tak jak kogoś, kto wyjeżdża, zobaczyć można nawet przypadkiem, tak po umarłym pozostaną zdjęcia, które wyblakną i wspomnienia, które zostaną wyparte przez te nowe, żywsze. 
I nawet po pięciu latach czuję ją tak samo bardzo, jak dzień po pogrzebie.
To wszystko ssie. 
Jak można mieć tak beznadziejne życie?!
Czy to w ogóle możliwe? 

***
Blair's POV
Biegłam prze siebie, dopóki nie znalazłam się tam, gdzie miałam być.
Morderca.
Rozejrzałam się dookoła, kiedy stanęłam na środku zatłoczonej galerii. Moje serce biło nienaturalnie szybko i mocno, kiedy wbiegałam po dwa schodki na najwyższą kondygnację i skręciłam za najodleglejszy róg, prowadzący do toalet. Nawet nie spojrzałam na siebie, przekraczając próg męskiej toalety. 
Stał tam, przed umywalkami. Wysoki mężczyzna koło pięćdziesiątki opierał się o kamienny blat i oddychał ciężko, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Naprzeciwko mnie, opierając się o drzwi przedzielające toaletę, stał Mike i sceptycznie wpatrywał się w mężczyznę. 
- Był tu Justin? - powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl.
- Był - mruknął Mike w odpowiedzi, ale nie wyglądał na zadowolonego.
Coś się stało. 
Coś nie było w porządku.
Morderca.
- Był, ale co z tego? - warknął mężczyzna. - Co z tego, że ten dzieciak tu był, Blair? Gówno.
- Co się stało George? 
- Chłopak uciekł tak szybko jak się pojawił, zostawiając mnie... - wskazał na siebie, a ja widziałam rumieńce na jego policzkach, chociaż jego oczy były ciemne i zamglone. Był wściekły - w potrzebie. 
- Jak to... w potrzebie? O czym ty mówisz?!
- Nie udawaj głupiej, Blair. Kto, jak kto, ale ty nie udawaj. 
I wyszedł trzaskając drzwiami. 
Cholera, co się tutaj stało?
I dlaczego moje serce biło tak mocno, jakby zamierzało wyrwać się z piersi? 
Podbiegłam do Mike'a i wbiłam w niego niepewne, pytające spojrzenie.
- Co się stało, Mike?
Chłopak westchnął głośno i wyjął z kieszeni dżinsów swój iPhone, kilka razy stuknął palcami w ekran i podsunął mi komórkę pod nos.
- Sama zobacz.
Na filmiku, który włączył pokazana była od góry jedna z kabin. Pusta. Po chwili jednak wszedł do niej George, patrzył w dół na swoje nogi, więc nie było widać jego twarzy. Ciągnął za sobą Justina, który został pociągnięty na kolana, gdy tylko mężczyzna zsunął spodnie i usiadł na muszli. Szatyn pochylał się nad nim i widać było, jak drży. Płakał, a moje serce pękło na tysiąc kawałków. Przyłożyłam sobie dłoń do ust i wciągnęłam drżący oddech, gdy nagle poderwał się na równe nogi i wybiegł z toalety. 
Nie zrobił tego. 
Morderca. 
- O kurwa - wyrwało mi się, gdy cały mój sen przeleciał mi przed oczami. - Tylko nie...
Wybiegłam z toalety i tak, jak Justin opuściłam galerię i nie wiem, dlaczego, ale wiedziałam, gdzie musiał teraz być.
Morderca. 
Łzy płynęły po moich policzkach, a ja nawet nie fatygowałam się, aby je otrzeć, ponieważ i tak po chwili spłynęłyby nowe.
Morderca.
Modliłam się w duchu, by nie stało się to, co przeczuwałam, bo... Przełknęłam gulę, która wytworzyła mi się w gardle i sprawiała, że nie mogłam oddychać. Byłam wręcz zmiażdżona przez poczucie winy, dusiłam się we własnej skórze swoją podłością i płakałam, bo nie chciałam, żeby to zaszło tak daleko. 
Mój boże, co ja zrobiłam...
Stanęłam na dworcu, który był tak szary i zapuszczony, że na ten widok ścisnęło się serce. A on tam był. Leżał, ale nie mogłam stwierdzić nic więcej, przez co zatrzęsłam się niespokojnie i pędem ruszyłam w jego kierunku. Przebiegałam przez tory i wspinałam się na wysokie mury, dopóki nie opadłam na kolana obok niego.
Miał zamknięte oczy, a jego twarzy nie malowała żadna zmarszczka. Był taki spokojny, jakby spał, a moje serce się zatrzymało.
- Justin - szepnęłam, chociaż zabrzmiało to raczej jak drżący oddech. 
- Nie zrobiłem tego - odpowiedział spokojnie, ale nie otwierał oczu. 
Odetchnęłam z ulgą, że wszystko, co czułam, było tylko moją paranoją.
A potem uderzyło we mnie to, co działo się w ciągu ostatniej godziny i zdałam sobie sprawę, jak bardzo się tym przejęłam. I to nie mogło się więcej powtórzyć. 
Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego jeszcze raz. 
- Wiedziałam, że stchórzysz - prychnęłam, odpychając od siebie jakąkolwiek emocję. - Zawsze tchórzysz.
Wstałam i odwróciłam się, żeby odejść, a wtedy usłyszałam, jak podrywa się na nogi i zbliża do mnie. Czułam jego oddech na włosach, a przez moje ciało przeszedł niespokojny dreszcz. Przełknęłam ślinę trochę zbyt głośno i odwróciłam się, gdy tylko przywołałam na twarz pewną siebie minę, ale od razu tego pożałowałam. 
Poczułam uderzenie w prawy policzek, a moja twarz odleciała w lewo. Nie było to silne uderzenie, do których byłam przyzwyczajona przez swojego ojca, ale dość lekkie, nawet na niego, jakby nie chciał mnie skrzywdzić. Mimo wszystko przyłożyłam do policzka dłoń, a z oczu popłynęły mi łzy. Jak on mógł...
- Jesteś pieprzoną suką, Blair! - krzyknął, posyłając mi wściekłe, ale i pełne bólu spojrzenie, a jego tęczówki wydawały się niemal czarne. - Jesteś.. po prostu brak mi słów na ciebie, wiesz? Jesteś, kurwa, beznadziejna! Nienawidzę cię, rozumiesz? Nienawidzę tak, jak jeszcze nikogo nigdy nienawidziłem. Wiesz w ogóle, co z siebie robisz? Wiesz, na jaką szmatę wychodzisz w tym momencie? Kurwa, ty jesteś taka zepsuta! Tak bardzo zepsuta. I nie wiem, kto cię tak urządził, ale całkowicie sobie na to zasłużyłaś. Zgiń w piekle. Życzę ci tego z całego mojego pieprzonego serca. 
Wyminął mnie mnie, trącając lekko ramieniem, a ja stałam tam przez następne pięć minut, dochodząc do siebie. Czy on właśnie mnie uderzył, zwyzywał i sprawił, że poczucie winy ogarnęło mnie całą już drugi raz dzisiejszego dnia? Najgorsze jest to, że zgadzałam się z każdym słowem, które wyszło z jego ust. Ale nie miał prawa mnie dotykać. Nie miał prawa mówić do mnie takich rzeczy, które chociaż prawdziwe, obrażały mnie. Nie miał prawa... nie miał pieprzonego prawa. On jest tylko biednym dzieciakiem z nierealnymi marzeniami zostania "kimś" w szkole dla bogatych. Jest nikim. Natomiast ja jestem Blair McCannel i do mnie ma się, kurwa, szacunek!
Rozpłakałam się jak dziecko, padając na kolana na brudny beton i tak bardzo go teraz nienawidziłam, bo sprawił, że moje uczucia wyszły na zewnątrz. Znowu straciłam przez niego kontrolę i znowu będzie musiał za to zapłacić. 

Po długich minutach wypłakiwania uczuć na zimny beton wróciłam do domu. Panowała tam głucha cisza i odniosłam wrażenie, że było jakoś zimniej. Z kuchni nie dochodził zapach kolacji, którą co wieczór przygotowywała Mary, Tony nie wyszedł mnie przywitać, a ja poczułam niepokój, widząc tatę, siedzącego ciężko na skórzanej sofie w salonie. Telewizor był wyłączony, jednak on bezmyślnie wpatrywał się w jego czarny ekran. Na szklanym stoliku do kawy stała na pół opróżniona butelka najdroższej whiskey, a obok niej pusta szklanka z grubego szkła. Przełknęłam głośno ślinę, bo wiedziałam, jaki był po alkoholu. Ale teraz przecież wszystko miało się ułożyć. Wszystko miało być dobrze, odkąd zakopaliśmy topór wojenny. 
- Tato - szepnęłam tak, by usłyszał mnie choćby w alkoholowym zamroczeniu, a on zerwał się na równe nogi i podbiegł do mnie chwytając mnie na kołnierz koszulki. 
Moje serce stanęło na moment, kiedy spojrzałam w puste oczy ojca. Były takie... dzikie, pełne furii, a ja po raz pierwszy naprawdę się bałam.
- To twoja wina - wysyczał mi w twarz i poczułam silny odór alkoholu. Łzy pojawiły się w moich oczach, bo naprawdę nie wiedziałam, co się dzieje. - To wszystko twoja pieprzona wina!
I uderzył mnie, szarpiąc za włosy, ale tym razem nie skończyło się to jednym uderzeniem.




~*~*~*~*~*~*~

Cóż, więc ugh, to jest chyba najszybciej napisany przeze mnie rozdział i jest zapewne jednym z krótszych, ale no musiałam dodać jak najszybciej, bo... no teraz wiecie czemu haha nie planowałam w ogóle, żeby Justin zrobił coś takiego i chciałam, żebyście nie mieli dłużej wątpliwości <3
dziękuję bardzo za komentarze, one choleeernie motywują :) 
dodam jeszcze, że sprawdziłam rozdział tylko powierzchownie, bo przez ten upał myślenie nie wychodzi mi najlepiej
<3

7 komentarzy:

  1. No i dobrze, że jej tak powiedział! Rozdział cudowny <3 do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, ale emocjonalny rozdział. Czyżby Blair zaczynała rozumieć, że jest największą zeszmaconą suką, jaką widział świat? Już zaczęłam wierzyć, że przeprosi Justina, a ona co? Razem z Mike'iem chciała to wszystko nagrać i jeszcze bardziej skompromitować Justina. Boże, gdyby ten filmik z toalety wypłynął, on nie miałby życia ani w szkole, ani nigdzie. Czekam na kolejny, mam nadzieję, że będzie równie szybko <33
    18th-street-jbff.blogspot.com
    priest-jbff.blogspot.com
    getring-closer-jbff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie Justin sie postawił Blair i nie jest taką cipą za przeproszeniem xd Mam nadzieję że stanie się silniejszy i odważniejsz. Czekam na kolejny i życzę weny :)
    -nowa czytelniczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby Blair zaczęła mieć wyrzuty sumienia ? A jednak tak to jest możliwe ! Justin już nie jest taki słaby coś go odmieniło sprawiło że jest pewniejszy siebie nareszcie mam nadzieje że już nie będzie dawał sie pomiatać tamtej pustej lalce i wkońcu postawi na swoim! OTO NASZ NOWY JUSTIN PROSZE PAŃSTWA ZAPAMIĘTAJCIE TO! i o co chodzi z Blair i jej tatą? Możliwe że coś się stało pomiędzy nim a matką Justina? Hmmm nic nie wiadomo pisz dalej z niecierpliwościa czekam na kolejny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kilka rozdziałów do nadrobienia, co powiem szczerze, było najlepszym co mnie spotkało! ;D
    No i na początku.. Jestem dumna z Justina, bo wreszcie zaczął się jej stawiać i jak widać Blair uczucia chyba jeszcze łatwiej zranić niż jego.
    Również cieszę się, że Justin nie zrobił "tego", bo miałby kompletnie przerąbane, pewnie oba filmiki trafiłyby do internetu, znając naturą Mike'a i Blair.
    Weny <3 (chociaż ostatnio masz jej dużo i się cieszę, tak ma być!)
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Justin wreszcie się postawił. Blair zasłużyła na wszystko co jej powiedział, mógł się jednak powstrzymać od uderzenia.
    O co chodzi z jej ojcem? Strasznie ciekawi mnie co wywołało jego kolejne straszne zachowanie.
    Rozdział świetny, czekam na kolejny <3
    anonimowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. im dłużej to czytam, tym bardziej chcę, żeby Blair się ogarnęła i przeprosiła Justina.
    a on musi uwierzyć i postawić się im wszystkim i w sumie na jego miejscu przywaliłabym jej jeszcze raz..
    aż sie popłakałam, piszesz świetnie i powinnaś napisać książkę :) :*

    OdpowiedzUsuń